Poniedziałek 11 lipca zapowiadał się z typową pogodą polskiego lata. Poranek rozpoczął się przebłyskami słońca, które wychodziło co chwilę zza małych chmur. Myślałem iż to będzie dzień jak każdy upływający, szczególnie kiedy zanosiło się na napływ upalnego powietrza prosto z Afryki. Do południa termometr wskazywał 28°C. Nie wiedziałem, że za kilkadziesiąt minut zacznie się chmurzyć i nadciągnie potężna chmura burzowa. I tak się rzeczywiście stało.
Przed godziną 14.00 zaczęło się szybko chmurzyć i coraz mocniej wiać. Obawiałem się, że coś porządnego się święci; myślałem, że to nie będzie ot taka sobie burza, gdzie ujrzę pioruny doziemne i która przyjdzie na kilkanaście minut, a potem pójdzie dalej. Zanosiło się na coś zdecydowanie mocniejszego. W obawie przed szkodami zacząłem znosić meble balkonowe (stolik i krzesła ogrodowe) do domu.
Kiedy dochodziła godzina 14.00 czułem, że za moment zacznie się niezła ulewa. Zdążyłem tylko zrobić zdjęcie, które dodane zostało w poprzednim poście. Byłem pewien, że nastąpi ,,oberwanie chmury''. Po części miałem rację. Za to zostałem zaskoczony przez pogodę gradem, który początkowo (przy I serii) miał średnicę do 3 [cm] (wielkość gołębich jaj). Już wtedy zacząłem się niepokoić o samochód, żeby tylko wytrzymał to gradobicie - no w końcu japońska technologia i jakość. Po I serii gradobicia postanowiłem sprawdzić, czy jest miejsce w garażu, aby schować auto. Rozczarowałem się dlatego, że nie posprzątałem na czas. Znajdowało się tam drzewo do kominka, papiery i kawałki podartych kartonów na rozpałkę, oprócz tego sprzęt ogrodniczy. Nie znalazło się wystarczająco miejsca na schowanie ,,sedana'' pod zadaszonym miejscem. Na II serię gradobicia wcale nie trzeba było długo czekać. Już 15 minut później grad padał tak intensywnie, tak silnie, że na dworze zrobiło się tak biało, że świata człowiek nie widział. Tym razem opad gradu był zdecydowanie większy. Każda gradzina miała średnicę do ok. 5 [cm] (wielkość piłeczki do tenisa stołowego !) Co ustawało, to znów się nasilało i tak trzykrotnie. Zdałem sobie sprawę wtedy, że pies jest już pogrzebany, że trzeba będzie błagać ubezpieczyciela o odszkodowanie (na szczęście tak się stało). Z przykrością mówię, że Japoniec nie wytrzymał takiego gradobicia, jakie wystąpiło podczas II serii. Pojawiły się drobne wgnioty, ale za to w licznych ilościach na klapie bagażnika, dachu i masce. Całe szczęście, że samochód jest ubezpieczony, Dachówki na dachu domu również w nienaruszonym stanie.
Od 14.00 do 14.35 temperatura momentalnie spadła z 28°C do 22°C. Przyczyną powstania takiej nawałnicy było połączenie się komórek burzowych w superkomórki. Wiatr osiągał prędkość w porywach do 80-90 [km/h]. Po przejściu nawałnicy wystąpiło zjawisko nigdy nie spotkane przeze mnie. Otóż gradziny mimo obniżonej temperatury do 22°C, ale za to przy słońcu zaczęły intensywnie parować, przez co zaszedł efekt parowania. Całe to zjawisko wyglądało cudownie. Niestety nie udało mi się go nagrać, gdyż karta pamięci w telefonie była pełna.
Krótko podsumowując moją powyższą relację jak żyję nie widziałem tak potężnego gradobicia. Co bardziej mnie zdumiało to zerowa obecność błyskawic. Przed nadejściem, w trakcie i po burzy słychać było wyłącznie grzmoty. Dodam jeszcze, że po 15.00 nadeszła druga chmura burzowa, ale miała słabszą siłę niż pierwsza. W Bogaczewie i Kretowinach zaobserwowano trąby powietrzne. W pierwszej miejscowości silny wiatr porwał dwa dachy z domów, przewrócił dwie stodoły, a także chlew. Z kolei w Kretowinach trąba powietrzna ukazała się nad Jeziorem Narie (okolice Krowiej Wyspy). W OW Kretowiny zostały połamane i powalone drzewa, pozrywane dachy, zniszczeniu uległy samochody. Pole kempingowe zostało w dużej części spustoszone przez wichurę. Na szczęście obyło się bez ofiar i rannych.
PS: Filmiki wideo z 11 lipca już wkrótce :)
PS: Filmiki wideo z 11 lipca już wkrótce :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz